Bohaterki obrazów Iwony
Zawadzkiej są do siebie podobne. Wszystkie są delikatne, dziewczęce, a
jednocześnie obdarzone dużą siłą psychiczną. Mają tego „pazura”, który właściwy
jest każdej nietuzinkowej przedstawicielce płci pięknej. Bohaterki można objąć wspólnym
mianem: wszystkie kobiety Iwony Zawadzkiej. A jednak jest to ta sama kobieta.
Tyle, że w różnych postaciach.
- Opowiem o obrazie, który ma
dla mnie ogromną wartość i jest to pierwszy obraz, w którym zaczęłam działać
bardziej świadomie. Pochodzi on z okresu, w którym ścierały się we mnie dwie
potrzeby: pierwsza chciała wyprzeć postać z obrazu, druga chciała ją zatrzymać.
Powstał wtedy cykl obrazów o bardzo sugestywnych kadrach, kobiety na moich
obrazach wychodziły poza ramy płótna, można powiedzieć, że chowały się
częściowo w przestrzeni poza kadrem obrazu – opowiada artystka, wracając
myślą do źródeł „kobiecych” obrazów. Na podstawie tego płótna Iwona Zawadzka
wykonała fresk dyplomowy w Pracowni Malarstwa Ściennego pod kierunkiem prof.
Edwarda Tarkowskiego. Malowidło, wykonane w tradycyjnej technice fresku
mokrego, miało ponad 3 metry wysokości i 4 metry szerokości. - Często myślę
o tym obrazie jako o najlepszym, jaki do tej pory namalowałam – wyznaje
Zawadzka.
Po tym płótnie były kolejne. Z
kobietami i o kobietach. Wszystkie bohaterki obrazów uosabiały dziewczęce
piękno i wdzięk. Nie były to jednak niewinne landrynki, tylko, mimo swej
delikatności i dużej melancholijności, dziewczyny świadome własnej wyjątkowości
i nietuzinkowości. Czasem dumne, czasem rozdarte wewnętrznie, czasem cierpiące.
Przeżywające różne emocje, ale tak naprawdę będące częściami jednej większej
całości.
- Kobiety na moich płótnach to
ja. Od dawna odczuwam potrzebę portretowania siebie. Istotny jest dla mnie
bliski kontakt z osobą portretowaną – odpowiada malarka na pytanie o
modelki dla swoich płócien. - Kiedy moja droga artystyczna zaczęła się
klarować, mówiłam ciągle o tym, że istotne jest dla mnie uogólnienie postaci
ludzkiej i maluję siebie, bo jest to w pewien sposób wygodne. Zanim
przystąpi do tworzenia kolejnego obrazu, Iwona Zawadzka wykonuje sesję
zdjęciową. Przed obiektywem odgrywa różne role. A potem z kilkudziesięciu
fotografii wybiera te, które najbardziej pasują do wizji późniejszego obrazu.
Eliminuje przestrzeń wokół wybranej postaci i przenosi ją na płótno, osadzając
w nowych realiach, już jako bohaterkę obrazu.
- W tej chwili już nie mówię o tym, że moje postacie na płótnach są
uogólnieniem kobiety, w tej chwili przyznaję się do bliskiej relacji
emocjonalnej z kobietą, którą maluję i jest to dla mnie niezmiernie istotne –
mówi.
Malarka pokazuje świat, który zna
i który jej dotyczy. Pokazuje swoje odczucia, myśli, fantazje, tęsknoty, swoje
lęki i paranoje. - Moje obrazy rozwijają się razem ze mną, dojrzewają razem
ze mną, przeżywają chwile euforii i frustracji razem ze mną. Są moim odbiciem.
Oddaję część siebie i zostawiam na płótnach, które czasami kocham, a czasami
nienawidzę.
Julia
Wizowska
Aneks do dyplomu, fresk prawdziwy, 2006